Szczupaki są w mieście!

Szczupaki są w mieście!

2022-12-19 Wyłączono przez Adam Adi

O łowieniu szczupaków napisano już chyba wszystko. Przeanalizowano wędziska, kołowrotki, żyłki, plecionki, przypony i przynęty. Ale jak tak sobie obserwuję miejski odcinek rzeki Stångån w Linköping, to widzę, że nadal nie jest prosto co niektórym upolować tego cętkowanego zębacza. W artykule Sposób na szczupaka kilka tygodni temu opisałem moją drogę do szczęścia: od czasu kiedy szczupak był dla mnie przypadkowym łupem, do czasów kiedy łowiłem je regularnie i wtedy, kiedy chciałem. Czy mogę coś jeszcze dodać do tego wpisu? Nie czuję się na tyle kompetentny, żeby komuś tutaj mówić, w jaki sposób ma łowić, bo jest na tym portalu wielu kolegów, którzy lepiej to wiedzą ode mnie, ale mogę podzielić się moimi obserwacjami i doświadczeniami, których, jak myślę, nigdy nie za wiele.
Jak już wspomniałem w poprzednim wpisie, przez ostatnie dwa lata nie miałem serca do wędkarstwa. Potem powolutku, z należytą pokorą, wróciłem do łowienia szczupaków. Wróciłem, i… złowiłem dwa średniej wielkości okonie, którym ani nie przeszkadzała gruba plecionka, ani toporny druciany stalowy przypon i dziesięciocentymetrowe kopyto z 10-gramową główką, bynajmniej nie w kolorze motor-oil. Ale ponieważ nad rzekę mam 15 minut piechotą, nic nie stoi na przeszkodzie, żebym odwiedzał ją często. Szczególnie gdy z niecierpliwością czekam każdego wieczoru, kiedy to na wędce poczuję ten upragniony kilkukilogramowy ciężar. Dlaczego wieczoru? O tym później, natomiast teraz najważniejsze jest to, że szczupaki są w mieście! I wróciły na mój kij!

Miejsce

Miejski odcinek rzeki Stångån w szwedzkim mieście Linköping jest udostępniony do łowienia za darmo, bez jakichkolwiek licencji. Wymagane jest tylko respektowanie lokalnych przepisów i ograniczeń. Z jednej strony zamyka go ujście do jeziora Roxen, z drugiej śluzy Slattefors. W ogóle cały ten odcinek jest poprzecinany śluzami, ponieważ rzeka w tym miejscu pokrywa się z historycznym kanałem Kinda, który miał służyć w XIX wieku do transportu drewna. Niestety (dla kanału, bo nie dla cywilizacji), wkrótce wymyślono kolej i znaczenie żeglowne rzeki upadło. Teraz kanał służy tylko do celów turystycznych, a statki pasażerskie pełne są turystów, którzy gotowi są płacić kupę pieniędzy za rejs, przeprawy śluzowe po malowniczym Östergötland i podawane w pokładowej restauracji wino. Przepraw na terenie miasta znajdziemy aż cztery, z których największa – Tannefors – ma prawie dziewięć metrów wysokości. Kamienne ustępy nie są odgrodzone od brzegów żadnymi barierkami, więc naprawdę można poczuć respekt zbliżając się do krawędzi kanału. Gdzie w takim razie na tym odcinku szukać szczupaków? Rozsądek podpowiada, że od samego jeziora aż do pierwszej śluzy. Pewnie gdybyśmy byli szczupakami, nie chciało się by się nam przeciskać do następnego odcinka kanału, szczególnie, że mamy tu również mnóstwo smacznych płoci i okoni wpływających do żołądka wprost z czyściutkiego jeziora. Chociaż później, w górę rzeki, też ich wcale, o dziwo, nie brakuje. Ale, jak wspomniałem, na początek idźmy za głosem rozsądku, nie przepłacając za dodatkowe licencje.
Z darmowego łowienia w mieście korzystają przede wszystkim imigranci, których w Szwecji jest mnóstwo. Codziennie grupami przesiadują na dużym, drewnianym pomoście niedaleko przystani dla jachtów, na którym jeszcze dwa lata temu łowiłem szczupaki sam, bądź w towarzystwie jednej, góra dwóch osób. Siedzą i z marnym skutkiem biczują wodę. Dlaczego z marnym skutkiem? Może to kwestia przynęty (chociaż z tego co z nimi rozmawiałem i mi pokazywali, są to różnego rodzaju mniejsze i większe gumy), może jej prowadzenia, a może jeszcze czegoś innego. Ciężko ocenić.
Ale miejsce na pomoście nie jest konieczne przecież do złowienia zębatego. Skoro są przy pomoście, to są również kilka bądź kilkaset metrów bliżej bądź dalej – i tak aż do pierwszej śluzy. Idąc tym tokiem rozumowania stanąłem kilka metrów dalej – na stalowym jednoosobowym pomoście – i w trzecim już rzucie wyciągnąłem ciężkiego, ponad sześdziesięciocentymetrowego kaczodzioba. Przybiegli wszyscy, łącznie z dziećmi, i od razu zapytali czy mam ochotę go zabrać. Nie miałem, więc podarowałem im go na kolację. Oczywiście od razu wywiązała się dyskusja na temat miejsca (że stąd biorą, a z dużego pomostu nie) i przynęty. Sprzęt wędkarski, co akurat moim zdaniem zrozumiałe – zszedł na dalszy plan. Spakowałem się i wyruszyłem do domu, a jeden z dyskutantów natychmiast przeniósł się na moje miejsce. Czy coś złowił – nie mam niestety pojęcia.

Pora

Każda pora jest dobra na szczupaka! – chciałoby się krzyknąć. Ale z moich obserwacji wynika, że nie jest tak do końca. Rano zwykle nie łowię, bo obowiązki zawodowe nie pozwalają, a w weekendy nie chce mi się tak szybko zrywać z łóżka. Popołudniami brania są średnie, a prawdziwy kocioł w wodzie robi się około 20:30. Mówię o okresie teraźniejszym, czyli połowie sierpnia. Czas ten przesunie się na wcześniejszą porę pewnie w miarę skracania się dnia (w Linköping w tym czasie robi się ciemno około 22-giej) – w każdym razie jak do tej pory według czasu żerowania moich zębatych mogę regulować zegarek.

Pogoda

Podobno jak jest pochmurno, to brania mniej są zależne od konkretnych godzin. To prawda, czasem zdarzyło mi się w pochmurny weekend złapać szczupaka w środku dnia. Ale znów, gdy przyszedł wieczór i odpowiednia godzina – branie było pewne jak w banku.
Niektórzy mówią też, że pomaga deszcz, bo mąci wodę i ryby nie widzą wędkarzy. Ale to działa też w drugą stronę i ja, jako przedstawiciel grupy wędkarzy, również nie widzę, ale sensu stania na deszczu i moknięcia, skoro można poczekać na lepszą pogodę. Już taki jestem, że z łowienia lubię czerpać przyjemność, a nie się umartwiać, ale co kto lubi…

Przynęty

Na Stångån działają gumy i woblery. Zwykle łowię na 10-centymetrowe kopyta w kolorze białym, uzbrojone w 10-gramowe główki. Tak skomponowana przynęta zachowuje się naturalnie i bardzo ładnie prezentuje się w wodzie. Czy podoba się szczupakom? Chyba tak, skoro dają się na nią nabrać. Większe kopyta już tak fajnie nie pływają, przynajmniej z tymi główkami co mam. Nie kombinuję za bardzo, szczególnie że na taką relatywnie małą przynętę zdarzało mi się wyjmować ponad osiemdziesięciocentymetrowe zębacze. Skąd więc opinia że przynęta na szczupaka musi być wielkości czwartej części sztuki, jaką chcemy złapać?
Woblery są również skuteczne, tylko… drogie. Jak mam zgubić gdzieś w zaczepach Rapalę za 100 szwedzkich koron (w przeliczeniu około 45 złotych), to… wolę gumy!

Sposób

Opad! Koleżanki i koledzy! Nie po to łowienie z opadu nazywane jest “łowieniem po polsku”, żebym miał go nie używać! Jak do tej pory jest piekielnie skuteczne. Jeśli nawet nie żerują szczupaki, to zawsze zaczepi się jakiś ładny okoń. Podobno w tej rzece są też sandacze, ale jeszcze nie udało mi się złowić żadnego, nawet przypadkiem. Nie widziałem również, żeby komuś innemu się to tutaj w mieście udało.
Działa również na zębate “szuranie po dnie”, zwijanie wolne i zwijanie szybkie, ale opad z dłuższym postojem, gdy przynęta leży na dnie, jest jak na razie u mnie bezkonkurencyjny. I tu widzę prawdopodobną przyczynę braku brań u imigrantów. Mówcie co chcecie, ale ja ich na pewno tej metody uczył nie będę. Więcej szczupaków zostanie dla mnie!

Sprzęt

Celowo zostawiłem to na sam koniec, gdyż uważam ten punkt za najmniej istotny w całym tym interesie. Dla porządku jednak napiszę, że używam wędziska o długości 2,4 metra, o wyrzucie 5-30 gram, z długim dolnikiem pozwalającym oprzeć wędkę o łokieć w trakcie wyciągania ciężkiej ryby, bądź włożyć wędkę pod pachę. Rozwiązanie to jest dużo wygodniejsze niż siłowanie się z dużym szczupakiem trzymając wędzisko samą dłonią. Kołowrotek – klasy 2500. Trzyłożyskowy, czyli patrząc na ostatnie reklamy sprzętu nic szczególnego, aczkolwiek służący mi już bez awarii piąty rok. Moim zdaniem jedno, albo nawet bezłożyskowy też by się nadał – na przykład Rileh Rex z przekładnią ślimakową służy mi od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, ale nie używam go już do spinningowania z racji niemałego ciężaru. Czy hamulec przedni, czy tylni? Niby bardziej kojarzony ze spinningiem jest kołowrotek typu  FD, ale w RD-ku łatwiej zmienić szpulę – nie trzeba odkręcać hamulca. Za to kołowrotek z przednim hamulcem wygląda moim zdaniem zgrabniej i wygodniej się tym hamulcem operuje. Podsumowując – co kto woli. Na szpuli plecionka, do tego gruby stalowy przypon, zestaw ulubionych przynęt i już można iść nad wodę.

Powodzenia!

Autor tekstu: Rafal The-Owl